środa, 4 lipca 2012

Anglik, Polak, dwa bratanki?

Polacy przed kaplicą

Historia to nie tylko daty, wydarzenia, bitwy i porażki, czy nudne lekcje w szkole. Historia to przede wszystkim ludzie, pojedyncze jednostki, które swoimi wyborami i  działaniami kreowały bieg zdarzeń.
Colditz opisany przez Henrego Chancellora to swego rodzaju hołd oddany wszystkim więzionym, ale wyraźnie rysowane są sylwetki kilku protagonistów.
Pierwsi Brytyjczyca lądują w Colditz
Było to popołudnie 7 listopada 1940r, kiedy niewielki pociąg zawitał to stacji Colditz. Odział strażników, który przez całą drogę pilnował sześciu brytyjskich oficerów i do połowy pustą (pełną – według optymistów) beczkę z ziemniakami, mógł wreszcie odetchnąć. Byli na miejscu. Brytyjczycy nie mieli pojęcia, gdzie są przetransportowywani. Jadąc do centrum Saksonii, zatrzymywali się kolejno w Göritzhain, Wechselberg, Rochlitz, by wreszcie dotrzeć do tego miasteczka (ciąg miejscowości wskazuje na to, że jechali z południa). Przystankiem końcowym była miejscowość, w której żadne znaki nie wskazywały na obecność jakiegokolwiek obozu.
Kenneth Lockwood, 29-letni  kapitan Królewskiego Regimentu, który został pojmany w Dunkierce, twierdził, że jeden ze strażników wspomniał mu, iż są prowadzeni do Sonderlager (specjalnego obozu dla ważnych więźniów).  W jego umyśle pojawiła się myśl, że tam zostaną rozstrzelani.
Marsz więźniów wybrukowanymi ulicami zakończył się wreszcie przed główną bramą zamku. Na znaku przed nią widniał napis Oflag 4C. Kiedy zostali wprowadzeni na plac zamkowy, Lockwood zauważył smukłe białe twarze wyglądające z okien, które krzyczały:  „Anglicy, Anglicy”! To Polacy, których 140 pojmano w Kampanii Wrześniowej, byli pierwszymi, którzy przywitali pierwszych brytyjskich oficerów w Colditz. Tymi Brytyjczykami byli Kenneth Lockwood, Peter Allan, Pat Reid, Rupert Barry, Dick Howe oraz Harry Elliott. Cała szóstka była pierwszymi Brytyjczykami, którym udała się ucieczka w tej wojnie, a została nazwana “Laufen Six”, ponieważ Laufen był ich pierwszym obozem.
Sprytni Polacy
Pierwszej nocy, Brytyjczycy już spali, kiedy obudziło ich skrobanie do drzwi.  Klamka opadła i do pokoju wmaszerowało czterech Polaków z uśmiechami na twarzach. Przynieśli piwo i wytłumaczyli nowym gościom sytuację. Zamek początkowo był traktowany jako obóz tranzytowy dla Polaków i Belgów, ale z czasem stał się miejscem, gdzie umieszczano „kłopotliwych” oficerów. Decyzja ta była spowodowana wizerunkiem Colditz po I wojnie światowej, podczas której nikomu nie udało się z niego uciec. Jednak zastanawiające było jak Polacy zdołali dotrzeć na strych niezauważeni, w zamku, gdzie roiło się od strażników, a ich cele były po drugiej jego stronie? Wniosek nasuwał się sam: z Colditz da się uciec, potrzeba tylko skutecznego sposobu.
Polacy byli pierwszymi, którzy wyszli z inicjatywą szukania sposobu ucieczki z zamku. Odkryli, że większość z 700 drzwi do sal posiadało stare zamki, które można było łatwo otworzyć. Podczas pierwszych miesięcy niewoli znaleźli oni także drzwi, w którym zamkach były klucze! Wyrobienie uniwersalnego klucza, który otwierałby większość drzwi było tylko kwestią czasu, a tego oficerowie mieli aż za dużo.
Polacy bardzo szybko dogadali się z Anglikami, którzy byli bardzo chętni poznać sztukę otwierania zamkniętych cel i pomóc w penetrowaniu zamku.
„Egzekucja” Kanadyjczków
Lockwood i reszta zostali zaprowadzeni na strych, gdzie przywitało ich trzech kanadyjskich lotników: Hank Wardle, Keith Milne i Donald Middleton, którzy przybyli noc wcześniej. Byli oni uciekinierami z Spangenberg ( miasto w środkowych Niemczech, w kraju związkowym Hesja) i powiedziano im, że w Colditz zostaną rozstrzelani. O świcie zostali wyprowadzeni z zamku i ustawieni pod ścianą…, a strażnicy zaczęli się śmiać. Wszystko okazało się niewybrednym żartem strażników. W rzeczywistości całe to „przedstawienie” było codziennymi półgodzinnymi ćwiczeniami.

Permanentna kwatera Brytyjczyków 
Brytyjscy więźniowie
Po tygodniu Brytyjczycy zostali przeniesieni do swoich ostatecznych kwater w Fürstenhaus, tzw. książęcy dom (Princes’ House) znajdujący się we wschodnim skrzydle dziedzińca. To miejsce wyglądało na bardziej ucywilizowanie niż strych. Każdy miał do swojej dyspozycji siennik, czyli materac wypchany słomą i pokryty materiałem w biało-niebieską kratę. Znajdowało się tam również kilka szafek na ubrania i piecyk służący do ogrzewania pomieszczenia. Były też łazienki i czasami nawet ciepła woda, która jednak regularnie znikała na znak zbiorowej kary za indywidualne wykroczenia niezgodne z regulaminem. Brytyjczycy mieli do dyspozycji również ogromny luksus, czym była osobna kantyna. W obozie jadano zwykle na swoich łóżkach.
Żydzi w Colditz
W lutym 1941 roku do obozu przywieziono 200 Francuzów. Sześćdziesięciu z nich nie było uciekinierami czy tzw. „bad boys”. Byli oni Żydami, więźniami politycznymi. Całemu kontyngentowi zostały przydzielone kwatery w zachodniej części dziedzińca i nie minęło wiele czasu, gdy pewne liczba Francuzów zwróciła się z prośbą do komendanta, by Żydzi zostali odseparowani. W efekcie otrzymali oni cele na strychu. Reszta obozu nie mogła zrozumieć tego skandalicznego zachowania. Kilku Brytyjczyków zaoferowało swoją pomoc Żydom i zaprosili ich do swojej kantyny.
Niemcom bardzo odpowiadał taki podział wśród więźniów. Antoni Karpf, jeden z kilku żydowskich polskich oficerów, często był zamykany w izolatce, tylko dlatego, że był wyznania mojżeszowego.
Kiedy do Colditz przybył transport z brytyjskimi Żydami, oficerowie nie poszli za przykładem Francuzów i władze zamku również nie odseparowały więźniów.
Moje artykuły są publikowane w każdy niedzielny wieczór na serwisie historycznym AleHistoria

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz