poniedziałek, 25 czerwca 2012

Laufen Six


Laufen Six; 
od lewej: Harry Elliott, Rupert Barry, Pat Reid, 
Dick Howe, Peter Allen, Kenneth Lockwood

Historia sześciu dzielnych Brytyjczyków, „Laufen Six”, rozpoczyna się dużo wcześniej niż w Colditz. Zostali pochwyceni pod Dunkierką i przewiezieni do ich pierwszego obozu. By zachować chronologię wydarzeń, część historii Colditz należałoby powiązać z historią Laufen i zacząć właśnie od tego zamku.

Ucieczki
Jeżeli oficer został złapany, jego obowiązkiem jest ucieczka i powrót do walczącej armii. Pozwalają na to kodeksy wszystkich zachodnich krajów, dopuszcza to również Konwencja Genewska, której artykuł 54 mówi, że jeżeli POW (Prisoner of War) został złapany podczas ucieczki, największą karą jaką może dostać jest miesiąc w izolatce. Nikt nie był pewien tego, czy nazistowskie Niemcy będą przestrzegać postanowień genewskich i co mogło by się stać, gdyby uciekinierzy zostali złapani w cywilnych ubraniach. Więźniowie dopuszczali możliwość, że wraz z pozbyciem się mundurów pozbawią się również chroniących ich praw Konwencji Genewskiej, a złapani po „cywilnemu” będą osądzeni i rozstrzelani jako szpiedzy.
„Laufen Six”
Pat Reid był kapitanem RASC (Royal Army Service Corps), który został złapany w Cassel, niedaleko Dunkierki. Przed wojną ten krępy i zdeterminowany młody człowiek studiował inżynierię wodno-lądową, więc doskonale znał się na budownictwie. Ta zdolność dawała mu przewagę w planowaniu ucieczek. W Laufen, który był jego pierwszym obozem, dzielił swoją cele z Rupertem Barrym, kapitanem z Oxfordu. Razem zaplanowali swoją ucieczkę.
Barry, w poszukiwaniu odpowiedniej drogi ucieczki, natknął się na podziemny magazyn, który przylegał do zewnętrznych murów. Obaj oficerowie postanowili wykopać stamtąd tunel aż do leżącej po drugiej stronie drogi drewnianej szopy. Ich cały ekwipunek zawierał dwa sześciocalowe gwoździe oraz kamień. Nie zniechęcili się tym i wraz z pomocą czterech innych oficerów po trzech tygodniach znaleźli się dokładnie pod wspomnianą szopą. Pat był pierwszym, który ostrożnie przekopał powierzchnię i odkrył, że znajdują się dokładnie pod drewnianą podłogą szopy. Nie mogli trafić lepiej. Sześciu oficerów postanowiło, że podzielą się na dwie grupy i wyruszą poprzez Austrię, by dotrzeć do granicy Jugosławii. Nie mieli oni żadnych dokumentów, tylko Peter Allan mówił płynnie po niemiecku, a na siebie założyli proste, samodzielnie uszyte ubrania cywilne. Wielką niewiadomą było też to, co się z nimi stanie, gdy zostaną złapani.
Wybranie odpowiedniego momentu na ucieczkę było kluczowe. Przy szopie stał wartownik, który kończył służbę o 6.00 rano. Pół godziny później w szopie była już Niemka, która pracowała w obozie. Ich ucieczka powinna więc mieć miejsce w ciągu tych 30 minut.
5 września 1940 o godz. 4 rano szóstka oficerów zakradła się do ubikacji zlokalizowanej obok magazynu, gdzie czekali na odpowiedni moment. Ten nadszedł dopiero o 6.15. Cała ekipa zdołała dotrzeć do szopy, ale napotkali przeszkodę. Drzwi były zamknięte z zewnątrz na kłódkę. Patowi udało się otworzyć drzwi, ale stracili wiele cennych minut. Była godzina 6.35 i w każdym momencie mogli zostać nakryci. Podjęli wtedy szybką decyzję, że tylko grupa Reida ucieknie, druga spróbuje swoich sił następnego dnia.
Pat był przebrany za matkę, Allan i Barry odgrywali role ojca i syna. Opuścili szopę i udali się w stronę miasta, przez cały czas powstrzymując obezwładniającą pokusę puszczenia się biegiem. Po kilkunastu minutach byli już na zalesionym wzgórzu i patrzyli z góry na Laufen. Do granicy z Jugosławią mieli ok. 240 kilometrów, które zamierzali pokonać w 10 dni, śpiąc w lesie za dnia, a maszerując nocami. Było to trudne, ale nie niemożliwe. Mieli ze sobą mapę i kompas, opakowanie płatków zbożowych i kilka kostek bulionowych.
Nocne marsze nie do końca się sprawdziły. Każda pomyłka groziła kilkoma dodatkowymi kilometrami i odparzonymi stopami. W końcu zdecydowali, że będą szli lasami w kierunku gór za dnia. Te jednak okazały się zbyt strome i musieli wyjść na drogi. W tym momencie nieuchronne było spotkanie Niemców, którzy nie byli zadowoleni z ich pobieżnego „Heil Hitler”. W każdej wiosce Allan musiał zbywać pytania ciekawskich w swoim najlepszym tyrolskim akcencie. Po czterech dniach zaczął doskwierać im głód. Nie jedli nic poza kilkoma skradzionymi ziemniakami i kilkoma łyżeczkami owsianki. Wioska Lungotz, w której znaleźli się czwartego dnia, nie przyniosła im szczęścia. W znajdującej się w połowie drogi do Jugosławii miejscowości, mieszkańcy zaczęli być podejrzliwi w stosunku do przechodzących, dziwnie wyglądających nieznajomych. Z pomocą lokalnej policji złapali oni uciekających oficerów, przesłuchali i wysłali z powrotem do Laufen. W ramach kary za ucieczkę otrzymali 28 dni w izolatce.
Drugiej grupie również udała się ucieczka z obozu, ale zostali złapani ósmego dnia na wolności w Tyrolu.
Cała szóstka dokonała jednej z pierwszych ucieczek z obozu w Niemczech. To doświadczenie dało do myślenia innym. Przebranie się w cywilne ubrania nie zakończyło się rozstrzelaniem, a kara, którą otrzymali świadczyła o respektowaniu Konwencji Genewskiej przez Niemców.
Wyciągnęli oni jeszcze jeden, bardzo ważny wniosek. Mianowicie, bez jedzenia, dobrej mapy i kompasu ucieczka miała marne szanse na powodzenie. Forma ucieczki: wędrowanie nocą i spanie za dnia też nie wróżyła niczego dobrego, bo jeżeli zauważeni, od razu wzbudzali podejrzenia. Postanowili wtedy używać takiego najpopularniejszego środka transportu w tamtym czasie – pociągu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz