sobota, 10 grudnia 2011

3 w 1, czyli noc kina

Nocny maraton filmowy zaowocował trzema nowopoznanymi filmami. Nigdy nie byłem na czymś podobnym, więc kiedy dowiedziałem się o najbliższej imprezie, powiedziałem sobie, że muszę na niej być. Do wyboru było osiem filmów, trzeba było więc dokonać wyboru. Udało mi się obejrzeć trzy filmy. Oto one...


Kac Vegas w Bangkoku


Na ten film musiałem pójść. Oglądałem pierwszą część, ogromnie mi się podobała, więc i tym razem nie mogło być inaczej. Tym razem sytuacja jest bardzo podobna: wieczór kawalerski, troszkę rozluźniacza mięśni i chłopaki budzą się (nie tylko) z bolącymi głowami, ale brakuje im też jednego kompana, w tym wypadku Teddy’ego – brata panny młodej.


Mamy tu oczywiście szereg zaskakujących wydarzeń i uśmiejemy się co niemiara. Trudno mi porównywać film z pierwszą częścią, bo tamta była czymś nowym, zaskakującym. W dwójce schemat pozostał ten sam, ale i tak warto ją zobaczyć!


Szefowie wrogowie


Następna komedia, którą postanowiłem zobaczyć. Nie ukrywam, że dużą zachętą była pani Aniston. Mamy trzech bohaterów, którzy nienawidzą swoich szefów. Jeden ma problem z szefem, który wykorzystuje go w zamian za ułudę awansu. Drugi ma do czynienia z szefową-nimfomanką. Serio, cała męska widownia nie rozumiała faceta. Natomiast firma, w której pracuje trzeci, dostała się w ręce syna dopiero co zmarłego szefa. Ma on zamiar ‘wydoić’ firmę jak to tylko możliwe. Co postanawiają bohaterowie? Ano wymyślają, że zabiją swoich szefów.


Na początku film nie zachęcał, ale później było coraz lepiej. Masa śmiesznych sytuacji, ciapowaci bohaterowie, którym problemy rozwiązują się dlatego, że coś im wcześniej nie wyszło. Coś spartaczyli, ale w końcu doprowadziło to do dobrego dla nich zakończenia. Moim zdaniem tylko końcówka filmu była trochę naciągana, ale ogólne wrażenia mam dobre.


Kod nieśmiertelności


Na początek tego filmu niestety się spóźniłem. Rozpoczął się on jeszcze zanim poprzedni film, na którym byłem, się skończył. Na przyszłość Multikino powinno ustalić stałe godziny dla rozpoczęcia filmu, przyjmując, że średnio trwa on dwie godziny. Wtedy obyłoby się bez problemów.


Co do samego filmu. Nie uważam, żeby był zły, ale jak dla mnie był jakiś przekombinowany. Być może nie jestem uważnym widzem, ale najpierw profesor udziela wykładu na temat istnienia (wirtualnego?) świata, który tak naprawdę istnieje tylko w wyobraźni kpt. Stevensa, by później dowiedzieć się, że takowy równoległy świat istnieje. Miałbym jeszcze dużo więcej pytań i wątpliwości.


O co chodzi w filmie? Mamy bohatera, kpt. Stevensa, który zginął w Afganistanie, a jego resztki ciała, zostały zaangażowane w tajnym projekcie „Kod nieśmiertelności”. Za każdym razem jest on wcielany w ciało jednego, tego samego pasażera i ma osiem minut na zapobiegnięcie katastrofie pociągu. Film oczywiście musi się zakończyć dobrze.


Film ma dosyć dobre oceny, za wysokie jak dla mnie. Za dużo nieścisłości, ale to tylko moje prywatne zdanie. Na pewno mogę powiedzieć, że się na filmie nie nudziłem.


Podsumowanie. Noc kina uważam za udane przedsięwzięcie. Na pewno wybiorę się jeszcze raz na podobny maraton. Szkoda, że są stworzone możliwości na obejrzenie tylko trzech filmów. Niewątpliwym minusem jest to, że następny dzień nie należy do udanych, ale coś za coś.


A i uwaga na koniec. Nie pijcie za dużo coli. Ja po tak dużej ilości wypitej coli, nie mogłem zasnąć, a i odniosłem wrażenie, że wszystkie moje wnętrzności zostały odrdzewione za wszystkie czasy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz