wtorek, 24 stycznia 2012

Colditz - Henry Chancellor

Skończyłem książkę, wiec warto byłoby coś o niej napisać. Jest to kolejna książka przeczytana w oryginale i kolejna, którą naprawdę czytało się świetnie.


Henry Chancellor opowiada nam historię, chyba najsławniejszego, niemieckiego obozu dla jeńców wojennych, Olfagu IV-C, który znajdował się w zamku w Colditz. Znajdowali się w nim oficerowie brytyjscy (w znacznej przewadze), Francuzi, Belgowie, Holendrzy oraz Polacy. Niespodzianką było dla mnie wieść o tym, że znajdował się w nim również generał Tadeusz „Bór” Komorowski, który znalazł się w Oflagu po skończonych walkach powstańczych w Warszawie.


Autor stara się nam ukazać życie w niewoli oficerów wojsk walczących z nazizmem. Większość została złapana niedługo po rozpoczęciu działań wojennych, w 1940 lub 1941 roku. Z czasem przybywali również inni jeńcy. Oficerowie mieli szczęście, gdyż władze zamku przestrzegały Konwencji genewskich, więc za próbę ucieczki groziło im najwyżej 28 dni w odosobnieniu. Takich prób, niektóre zakończyły się powodzeniem i powrotem do domu, było wiele. Jednak w miarę upływu czasu i zbliżaniu się wojny ku końcowi, zmniejszyła się ich ilość, a sam zamek był lepiej strzeżony. Wyeksploatowane drogi ucieczki, uniemożliwiały późniejsze ich użycie, więc oficerowie musieli szukać innych rozwiązań, których z czasem było coraz mniej. Więźniowie mieli również przywilej otrzymywania paczek Czerwonego Krzyża, co niewątpliwie utrzymało ich przy życiu.


Jakich prób dopuszczali się więźniowie? Najróżniejszych. Dorabiali klucze, szyli niemieckie mundury, podrabiali dokumenty, kopali tunele (najsłynniejszy francuski tunel „Le Metro” miał, który prawie zaowocował masową ucieczką, rozpoczynał się w wieży zegarowej, schodził 90 stóp (ok. 27m) w dół i miał 100 stóp (ok. 30m) podziemnego korytarzu pod kaplicą i za mury zamkowe; do wolności zabrakło zaledwie 3 metrów), a pod koniec wojny zbudowali nawet szybowiec, który nie został użyty, gdyż obóz został wcześniej wyzwolony.


Dziś w zamku znajduje się muzeum poświęcone obozowi jenieckiemu, z licznymi zdjęciami i eksponatami. Niewątpliwą katastrofą było powojenne dostanie się obozu w ręce radzieckie, które to ręce zniszczyły szybowiec w celu rozpalenia ogniska na głównym placu.


Historia opowiedziana przez Chancellora jest niezwykłą, intrygująca, ale w trakcie jej czytania odnosi się wrażenie, że ci oficerowie mieli ogromne szczęście trafiając właśnie do Colditz. Nie zaznali oni okropności wojny, a Niemcy ich pilnujący byli honorowi. Przemawia ku temu zdziwienie jeńców, gdy obóz wyzwalali Amerykanie i którzy okrutnie obchodzili się z Niemcami. Oficerowie po prostu nie widzieli tego, co amerykańscy żołnierze maszerujący i walczący aż od ardeńskich lasów.


Ogólnie, książkę oceniam bardzo dobrze. Ciekawa i mówiąca o raczej mało znanym temacie, przynajmniej w Polsce. Nie spotkałem się z wieloma publikacjami na ten temat, ale pewnie ze względu na to, że tak mało tam polskiego akcentu. Jednakże ponad wszystko, polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz