czwartek, 13 października 2011

Cujo - Stephen King


„Cujo” to nie pierwsza przeczytana przeze mnie książka niekoronowanego króla horroru. Moja przygoda z Kingiem zaczęła się dobrych parę lat temu, ale nie był to bajkowy początek. Po raz pierwszy do ręki wziąłem „Bezsenność” i bardzo się z nią męczyłem. Porzuciłem czytanie, pomimo tego, że zawsze staram się dać książce szanse i dotrwać do końca. Teraz tą sytuację tłumaczę sobie, iż zdecydowanie za wcześnie sięgnąłem po tę pozycję. Zbyt młody byłem i mój bagaż życiowy zmieściłby się pewnie w tornistrze dzisiejszego ucznia podstawówki:)


Jakiś czas później w moje ręce, a dużo wcześniej na półkę, wpadł „Roland”. Ta książka, a później cała seria „Mrocznej wieży” sprawiła, że zakochałem się w Kingu.


King to niezwykły pisarz, na pewno poświęcę mu jeszcze kilka zdań.


Kim lub czym w ogóle jest Cujo?


Tytułowa postać jest bernardynem, ogromnym i bardzo przyjacielskim psem, który wraz z rozwojem akcji staje się seryjnym mordercą w miasteczku Castle Rock w stanie Maine. Niektórzy pomyślą „To sobie facet wymyślił! Były już wilki, piec Baskerville’ów, Cerber, ale żeby to tego alei gwiazd pasował zaspany bernardyn?!” Na początku też wydawało mi się to nie do pomyślenia. Ale powoli ruszyłem drogą wskazaną mi przez autora. Początki są jak zwykle słodkie i spokojne, szczególnie u Kinga. Cujo, członek rodziny Cambersów, zostaje przedstawiony jako szczególnie miło nastawiony do dzieci piesek. Trudno byłoby się nie przywiązać do takiego czworonoga. Cujo, oprócz spania, urozmaica sobie życie bieganiem po łące i gonieniem tam różnych równie niewinnych zwierzątek. Pewnego słonecznego dnia, zagania biednego zajączka do nory, która okazuje się być niewielką jaskinią, w której stacjonują wściekłe nietoperze. Wściekłe nie tylko dlatego, że są nosicielami wyjątkowo paskudnego wirusa, ale również dlatego, że jakiś pies pozwolił sobie na zbudzenie ich z przecudnego snu odbywanego łebkami w dół. Za karę, komisyjnie podejmują decyzję, by ugryźć łotra w nos. Od tego momentu zaczyna się horror dla mieszkańców, a w szczególności tragedia jednej rodziny.


Książkę czyta się bardzo dobrze i w powoli narastającym napięciu. Nie polecam, by za książkę porywały się dzieci, bo oprócz barwnych opisów krwawych scen z udziałem przeuroczego Cujo, mogą natrafić na pikantne fragmenty z życia osobistego Donny Trenton. Stephen nie krępuję się tu opisywać ze szczegółami jak przebiegały intymne ucieczki od codzienności pani Trenton.


Ja oczywiście nie mam nic przeciwko temu. Swój początek drogi w dorosłość mam już za sobą, a przecież wiadomo, że nie samym chlebem człowiek żyje.


„Cujo” oceniam bardzo dobrze. Szczególnie poruszyła mnie ta powieść, gdyż sam posiadam dwa duże psy i uwielbiam te czworonogi. Z tego powodu przełknięcie wizji krwiożerczego bernardyna przyprawiła mnie prawie o ból gardła. Dotrwałem jednak do końca i nie żałuję.


Niekoronowany król horroru naprawdę zasłużył na koronę.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz