wtorek, 25 października 2011

Flags of Our Fathers - Sztandar chwały

19 lutego 1945r. Na malutkiej wysepce - Iwo Jima - rozpoczyna się walka o przetrwanie. Wyspa, silnie ufortyfikowana i posiadająca dwa lotniska, odgrywała dużą rolę w obronie pasa wewnętrznego Japonii. Zacięte walki trwają przez ponad miesiąc, podczas których ginie ponad 21tys. Japończyków  i prawie 7tys. Amerykanów.

Film opowiada historię sześciu żołnierzy, którzy brali udział w walkach o zdobycie wyspy. Czym oni jednak sobie zasłużyli na poświęcony im film?Wystarczy to, że byli żołnierzami, brali udział w krwawej wojnie, każdemu bez wyjątku należy się medal za męstwo i odwagę. Jednak zwykli obywatele amerykańscy tego nie doceniają. Ich życie toczy się swoim tempem. Z dala od zgiełku wybuchów i jęków konających, człowiek potrafi zapomnieć, że gdzieś daleko, lub trochę bliżej, ktoś oddaje swoje życie, by ktoś inny mógł dalej beztrosko egzystować. Wojna to ogromne dramaty pojedynczych żołnierzy i ich bliskich, przebywających nierzadko setki kilometrów dalej. Ale nie o tym chciałem pisać. Wracając do żołnierzy. Społeczeństwo (a chyba bardziej władza) potrzebuje bohaterów. Z tych sześciu żołnierzy, którzy ustawiają flagę na samym szczycie góry Suribachi, jedno zdjęcie uczyniło bohaterów. Moment, który miał symbolizować zwycięstwo nad Japończykami i opanowanie wyspy, został uwieczniony na fotografii, która zrobiła niesamowitą karierę. Sama fotografia zdobyła później nagrodę Pulitzera. Jednak ta 6 żołnierzy nie była pierwsza. Na filmie wyraźnie pokazane jest, że inna ekipa wojaków stawia maszt z zawieszoną flagą, by za chwilę następna grupa zmieniła sztandar i ten właśnie moment jest fotografowany.




[caption id="" align="alignright" width="199" caption="Zdjęcie, które obiegło cały świat."][/caption]

Do kraju powraca tylko trójka, która zostaje obwożona po kraju jak wędrowny cyrk. Mają oni namawiać obywateli na wydawanie kasy na specjalne bony wojenna, za które to pieniądze panujący rząd będzie mógł dalej prowadzić wojnę. Uzbierali ich pewnie tyle, że wystarczyło na zbudowanie dwóch bomb atomowych, ale to taka dygresja.


W filmie świetnie pokazane jest to, że weterani nie radzą sobie z popularnością. Nie uważają siebie za bohaterów i ciągle mówią o tych, którzy polegli. Doskonałym przykładem tej skromności, choć nie jedynym, a wręcz niejakiego wstydu z powodu „bohaterstwa” jest John ‘Doc’ Bradley. Uratował on pewnie niejedno istnienie. Powracając do ojczyzny, założył rodzinę. John nigdy nie chciał rozmawiać o wydarzeniach z okresu wojny. Jego syn, James, dowiedział się o czynach ojca dopiero przed jego śmiercią, a w 2000r wydał książkę pod tytułem ‘Flags of Our Fathers’.


Tyle o samej historii. Niewątpliwym plusem filmu jest reżyser o wdzięcznym nazwisku Clint Eastwood. Facet jest szeroko rozpoznawalny, nie tylko za swoje świetne role, ale ostatnimi czasy również za świetnie wyreżyserowane filmy. Osobiście byłem ciekawy,  jak historia zostanie przedstawiona. Może mi się wydaje, ale Amerykanie mają tendencję do gloryfikacji swoich osiągnięć. Nie wiem, czy uznać to za wadę, czy za zaletę. Pozostawię ten dylemat do rozważenia na inny czas.


Myślę jednak, że film wiernie relacjonuje wydarzenia tamtych czasów. Oczywiście nie jest to dokument, ale mam nadzieję, że nie ma w nim żadnych przekłamań. Drugim wielkim plusem i genialnym pomysłem było nakręcenie drugiego filmu, opowiadającego tę samą historię, tylko z innej perspektywy – oczami Japończyków. Już nie mogę się doczekać, by zobaczyć jak będzie się prezentował.


Ogólna ocena. Film bardzo mi się podobał, a dodatkowo zmusił do poszukania materiałów o bitwie czy samych żołnierzach. Uważam, że to ogromny sukces filmu, czy książki, jeżeli po obejrzeniu, czy przeczytaniu jesteśmy zachęceni do poszukiwania czegoś więcej, do wzbogacenia naszej wiedzy, do poszerzenia horyzontów, naszej świadomości.


A jeżeli ktoś zdecyduje się na oglądanie, będzie zadowolony.


Przed samym trailerem, chciałbym wkleić cytat z książki Jamesa Bradley'a, który zostaje wypowiedziany w końcowej scenie filmu i który osobiście uważam za bardzo poruszający.


"I finally came to the conclusion that he maybe he was right. Maybe there's no such thing as heroes. Maybe there are just people like my dad. I finally came to understand why they were so uncomfortable being called heroes. Heroes are something we create, something we need. It's a way for us to understand what's almost incomprehensible, how people could sacrifice so much for us, but for my dad and these men, the risks they took, the wounds they suffered, they did that for their buddies. They may have fought for their country but they died for their friends. For the man in front, for the man beside him, and if we wish to truly honor these men we should remember them the way they really were, the way my dad remembered them."


James Bradley, the last lines of "Flags of Our Fathers"






1 komentarz:

  1. [...] czas temu pisałem o filmie (tu) Clinta Eastwooda, w którym opowiadał on o ataku wojsk amerykańskich podczas WWII na wyspę Iwo [...]

    OdpowiedzUsuń